Pokazywanie postów oznaczonych etykietą astronomia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą astronomia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 2 listopada 2015

Pierwsza Wielka Lekcja Montessori

N skończyła 6 lat i powoli przechodzimy z poziomu przedszkolnego do wczesnoszkolnego. Na tym poziomie każdy nowy rok szkolny rozpoczyna się od Wielkich Lekcji. Ich celem jest zaintrygowanie dzieci, pobudzenie ich ciekawości oraz zachęcenie do zgłębiania poruszonych zagadnień.

Bardzo mi się podoba idea Wielkich Lekcji oraz sposób, w jaki są prezentowane, w zwiazku z czym postanowiłam włączyć je do naszej nauki. Zasadniczo przygotowuję je głównie pod kątem N, ale S jest również zaproszony do uczestnictwa i bardzo mu się podobają. Uczestniczy w nich również V, choć całkowicie niezapraszany, a wręcz zachęcany do zabawy w swoim pokoju. Bądź co bądź ma dopiero 2 lata i bardzo rozproszoną uwagę.

Na moim kursie nie omawialiśmy w ogóle zagadnień dotyczących Wielkich Lekcji, miałam więc spore trudności z ich przygotowaniem. Póki co nie chcę kupować żadnych dodatkowych albumów ani nie bardzo miałam czas na uczestnictwo w kolejnych kursach. Cała więc moja wiedza i przemyślenia pochodzą ze studiowania stron internetowych i blogów.

***

Pierwsza Wielka Lekcja - "Bóg, który nie ma rąk" - była opowiadana przez samą Marię Montessori i później została spisana przez jej syna Mario. Na potrzeby naszej prezentacji postanowiliśmy zmienić tekst w oparciu o aktualną wiedzę i nasze przekonania, używając lekcji znanej jako "Początek", przy czym starałam się zachować oryginalną strukturę oraz większość z eksperymentów (choć zmieniłam kolejność niektórych z nich). Poszukując informacji często trafiałam na stwierdzenie, że każda osoba powinna przedstawiać "własną" wersję, a nie opowiadać tekst stworzony przez kogoś innego. Było to oczywiście niezwykle irytujące i demotywujące, jednak po zgłębieniu tematu oraz po pierwszych doświadczeniach całkowicie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Musimy czuć się naprawdę pewnie w naszym opowiadaniu i przekazywanych informacjach. Naszą lekcję oparłam głównie na wersji pochodzącej ze strony Miss Barbara, która była niezwykle uprzejma w podzieleniu się bardzo szczegółowymi informacjami na temat przeprowadzania Wielkich Lekcji (gorąco polecam zajrzenie na tę stronę). Zrezygnowałam także z tradycyjnych kart używanych w klasach Montessori (w sklepach są bardzo drogie, a ja niestety nie umiem dobrze rysować/malować), które zastąpiłam odpowiednimi zdjęciami pobranymi z internetu.

"Początek" opisuje powstanie Wszechświata od Wielkiego Wybuchu do momentu, gdy Ziemia była gotowa, aby powstało na niej życie. Pośród tematów, które mogą wynikać z tej lekcji będą zagadnienia z astronomii, chemii, fizyki, geologii, geografii oraz meteorologii.

Pierwsza Wielka Lekcja prezentowana jest najczęściej pierwszego dnia (lub w pierwszym tygodniu) nowego roku szkolnego i powtarzana jest co roku. Ponieważ wrzesień spędziliśmy w Polsce, a po powrocie do domu zajęci byliśmy rozpakowywaniem poprzeprowadzkowym, naszą lekcję przeprowadziłam dopiero w okolicach połowy października.

Nie mam prawie zdjęć zrobionych w toku lekcji - skupiłam się na opowiadaniu, demonstracjach i eksperymentach. Tych kilka, które mam, są niestety kiepskiej jakości. Słońce wstaje u nas późno, a na dodatek był pochmurny dzień.

Poniższe zdjęcie pokazuje materiały, które przygotowałam przed lekcją. W lewym górnym rogu jest czarny balon ze złotym brokatem w środku (do pokazania Wielkiego Wybuchu) - tuż przed zajęciami musiałam na szybko przygotować kolejny, bo z pierwszego (tego widocznego na zdjęciu) uszło powietrze. Następnie mamy świecę i zapałki, potem naczynie, wodę i skrawki papieru do demonstracji siła przyciągania, globus, piasek, zdjęcia porównanie wielkości Słońca i Ziemi, pojemniki do demonstracji trzy stany skupienia (jeden otwarty, ponieważ jeszcze nie było w nim lodu, planowałam dodać tuż przed rozpoczęciem lekcji), nadkruszony kamień do prezentacji ciała stałego, pojemnik z małymi czekoladowymi kulkami (takimi do dekoracji wypieków) do prezentacji stanu ciekłego (były hitem! Po zajęciach Gagatki oczywiście wyjadły większość z nich), dezodorant w sprayu do prezentacji stanu gazowego, 3 ciecze (miód, woda i oliwa) do prezentacji ciecze osiadają wg wagi, zdjęcia wulkanów oraz w dolnym prawym rogu wulkan, który przygotowaliśmy kilka dni wcześniej (był przykryty, żeby doświadczenie z erupcją było niespodzianką dla dzieci). Na zdjęciu nie ma widocznych przedmiotów, które użyliśmy do demonstracji stany skupienia i ciepło, ponieważ leżały przygotowane w kuchni.


Wydawało mi się, że dzieciakom spodoba się balonowy Wielki Wybuch, tymczasem wywołał więcej zaskoczenia i strachu u S (4 lata) z powodu nagłego hałasu. Po jego przebiciu brokat był dosłownie wszędzie, ponieważ za mocno napompowałam balon. Wyszło bardzo dobrze pod kątem prezentacji, ale nasz dom świecił niczym galaktyka jeszcze przez długie dni. W przyszłym roku tę część lekcji planuję przenieść na wszelki wypadek do ogródka.

Podczas gdy S był bardzo zainteresowany wszystkim i słuchał w skupieniu, N miała problemy, żeby skupić się na lekcji. Była zawiedziona, że "tylko opowiadam i opowiadam" i że ja robię demonstracje, a nie ona. No cóż, zdecydowanie nie są przyzwyczajeni do takiej formy zajęć, poza tym nadal byliśmy w "okresie adaptacyjnym" po podróży i przeprowadzce. Starałam się zaangażować ich jak najwięcej jednocześnie pilnując, by opowieść szła dalej. Sama po raz pierwszy prezentowałam taką lekcję dla dzieci i jeszcze wiele muszę się nauczyć.

Do prezentacji trzy stany skupienia i ciepło użyłam kostki lodu, kawałka kredki świecowej oraz gwoździa. Nie czekaliśmy jednak, aż gwóźdź zacznie się rozpuszczać, ponieważ nie chciałam spalić mieszkania, ale udało nam się osiągnąć moment, w którym przy tej samej temperaturze jeden przedmiot był w stanie gazowym (para wodna), jeden w stanie ciekłym (topiąca się kredka) a jeden pozostawał ciałem stałym (gwóźdź).



Dużym hitem (i tu nie ma zaskoczenia) okazała się erupcja wulkanu. Jeszcze przed rozpoczęciem lekcji nasypałam do wnętrza sodę oczyszczoną i nalałam odrobinę płynu do mycia naczyń, dzięki czemu w trakcie opowiadania wystarczyło, że dolałam octu. Chociaż dodałam do niego naprawdę sporo czerwonego barwnika spożywczego, wcześniej musiało dojść w kraterze do jakichś reakcji (między tą konkretną sodą a tym konkretnym płynem), ponieważ lawa była na początku zielona, a nie czerwona :) Możliwe, że po prostu czekały w wulkanie zbyt długo przed dolaniem octu. Niezależnie od tego dzieciom bardzo spodobał się wybuch i powtarzyliśmy to doświadczenie jeszcze wiele razy w ciągu następnych dni.



A tak wyglądał końcowy bałagan i niech to zdjęcie stanowi dla Was przestrogę ;-) Zdecydowanie muszę przemyśleć sposób prezentacji lekcji. Ponieważ jest nas tylko czworo możliwe, że następnym razem przygotuje po prostu kilka stanowisk, między którymi będziemy kolejno przechodzić.


Przygotowując lekcję korzystałam z poniższych stron (wszystkie po angielsku):
  • Miss Barbara - dużo szczegółowych informacji nt. każdej z lekcji, w tym treść opowiadania, potrzebne materiały oraz długa lista aktywności po-lekcyjnych (follow-up)
  • Montessori for Everyone - bardzo dobre wyjaśnienie istoty Wielkich Lekcji, krótki opis każdej z nich oraz lista zagadnień do zgłębiania wynikających z poszczególnych lekcji
  • What DID We Do All Day - zdjęcia materiałów przygotowanych do demonstracji i eksperymentów oraz pięknych impresjonistycznych obrazów używanych podczas lekcji
  • Montessori Teachers Collective - oryginalny tekst spisany przez Mario Montessori oraz rysunki ukazujące kolejne demonstracje i eksperymenty
  • Montessori Commons - z opowiadaniem oraz dużą ilością dodatkowych informacji nt. kiedy i jak przeprowadzać lekcje, a także lista aktywności po-lekcyjnych (follow-up)


Oprócz tego oglądałam filmy na YouTube, m.in.:





Możecie również zajrzeć na moją tablicę pinterest poświęconą Wielkim Lekcjom


poniedziałek, 26 października 2015

Gagatków podróż w kosmosie - Dziecko na Warsztat 3.2

Październik to czas warsztatów z astronomii. Gdy wspomniałam o tym gagatkowemu tacie, zaproponował, by wysłać dzieciaki w kosmos. I tak też zrobiliśmy!


Jednak przed podróżą do kosmosu trzeba zdobyć odpowiednią wiedzę i umiejętności! Bądź co bądź kosmos to zupełnie inna bajka niż Ziemia.

Na początek obejrzeliśmy kilka filmów pokazujących życie w kosmosie nagranych przez załogi stacji kosmicznych. Hit N - "jak się czesze włosy w kosmosie".







Po obejrzeniu filmów zajęliśmy się kwestiami grawitacji oraz latania po orbicie. Poprosiliśmy Gagatki, żeby poskakali trochę, a później wspólnie zastanawialiśmy się, dlaczego oni spadają każdorazowo na ziemię, podczas gdy włosy astronautki unoszą się w przestrzeni na wszystkie strony.






Jeśli planujesz podróż statkiem kosmicznym, musisz nauczyć się latać.



Podróżując w nowe i nieznane miejsca warto mieć ze sobą mapę. A że w kosmosie łatwo się zgubić, N przygotowała plan Układu Słonecznego.


Warto również zdawać sobie sprawę, z jakich części zbudowana jest rakieta i czego potrzebuje, by poprawnie działać. Skorzystaliśmy z programu Kerbal space program, przy pomocy którego Gagatki poznały różne elementy konstrukcyjne, takie jak kapsuła, paliwo stałe, paliwo ciekłe, silnik itp. Trening czyni mistrza, po kilku dniach rakiety S dolatywały do kosmosu!




Na koniec pozostaje już tylko zbudować swój własny statek kosmiczny i...










10... 9... 8... 7... 6... 5... 4... 3... 2... 1... 0... start!!!



(do zabawy użyliśmy dźwięku z tego filmu)

Jako uzupełnienie tematu stworzyliśmy bardzo prostą grę planszową "Podróż z Ziemi na Saturna". N narysowała obie planety jako start i metę, pola ułożyliśmy korzystając z naszego zestawu Spielgaben, a za pionki posłużyły nam figurki z tuby Space Safari Ltd. Zasady były bardzo proste - rzucaliśmy kostką i ruszaliśmy pionkami odpowiednio do przodu lub do tyłu (ponieważ kostka miała wartości do +4 oaz do -2). Na małych polach planszy mógł w tym samym czasie przebywać tylko jeden pionek, a żeby dotrzeć do mety wylądować na Saturnie), trzeba było wyrzucić dokładnie taką liczbę, ile brakowało pól. W przeciwnym razie występował błąd w kalkulacjach i omijaliśmy planetę. Gra spodobała się zwłaszcza S i V, a oprócz dobrej zabawy stanowiła również dobre wprowadzenie do dodawania i odejmowania.










Ponieważ temat był wciągający (i dlatego że lubimy planszówki) N przygotowała jeszcze jedną grę. Z bardzo nietypową planszą i pionkami oraz niezwykle wyszukanymi zasadami. Ale gagatkowy tata dał radę!






***

Post powstał w ramach projektu Dziecko na Warsztat. Zapraszam do odwiedzenia pozostałych mam biorących udział w projekcie

Dziecko na warsztat
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...