Ogólnie Belén jest jedną z najważniejszych hiszpańskich dekoracji świątecznych. Mniej więcej od połowy grudnia w każdym domu, w każdym kościele, niemal w każdym sklepiku oraz w wielu innych miejscach pojawiają się szopki. Ale nie tam takie papierowe, 3 postacie, 2 zwierzęta i koniec - hiszpańskie szopki to makiety często całych miasteczek, z wodą, światłami, multum figurek, domami, zagrodami, wzgórzami, roślinami... no wszystkim! Organizowane są wystawy i przeróżne konkursy, w których uczestnicy tworzą naprawdę cuda! Choć do dziś nie potrafię się wczuć w atmosferę hiszpańskich świąt, uwielbiam tutejsze szopki. Zawsze znajdziemy z dzieciakami czas, by się zatrzymać i popodziwiać kolejne. Zawsze!
A Belén Viviente to nietypowa szopka. Zorganizowana z rozmachem, zajmująca teren dookoła tutejszej bazyliki. Ustawiona na zewnątrz mimo niskich temperatur (choć w tym roku zdecydowanie pogoda nas rozpieszcza). Zamiast figur mamy ludzi i zwierzęta. Aktorami są mieszkańcy miasteczka, kobiety i mężczyźni w różnym wieku, a nawet dzieci, bardzo dużo dzieci! Całość przedstawia 14 stacji od Zwiastowania po Narodziny Jezusa. Zobaczymy Anioły, dostojników rzymskich, pastuszków, mieszkańców Betlejem, Trzech Mędrców oraz - oczywiście - Maryję z Józefem i osiołkiem. Tylko mały Jezusek w żłóbku jest drewnianą figurą.
Każda z kolejnych stacji przedstawia moment, ułamek sekundy zatrzymany w kadrze. To nie teatr, tutaj ludzie udają rzeźby. I większości - poza dziećmi oczywiście - udaje się to rewelacyjnie! Całość dopełnia muzyka, zapach palonych ziół oraz stajennych zwierząt (były konie, osły, owce, króliki...), chłód grudniowego wieczoru, nastrojowa gra świateł oraz mury XV-wiecznej bazyliki.
-----
Wpis powstał w ramach projektu Dziecko na Warsztat, zajrzyjcie koniecznie do pozostałych mam!